Słowotwórstwo a odpowiedzialność

27/04/2016, Bartłomiej Błaszczyński

Jak zrozumieć lepiej

Zacznę od jednego z moich ulubionych najczęściej wspominanych cytatów. Ludwig Witt-genstein powiedział kiedyś, że „granice mojego języka oznaczają granice mojego świata” (z niem.: „Die Grenzen meiner Sprache bedeuten die Grenzen meiner Welt”). Kolejnym cytatem będą słowa Andrzeja Wajdy, gdy odbierał Oskara. Zaczął swoją przemowę od słów „panie i panowie będę mówił po polsku, gdyż chcę powiedzieć to, co myślę, a myślę tylko po polsku” (z ang.: „Ladies and Gentlemen, I will speak in Polish because I want to say what I think and feel and I always thought and felt in Polish.”). Co wynika z połączenia tych dwóch cytatów? Fakt, że język polski i słowa, którymi się na co dzień posługujemy warunkuje sposób naszego myślenia. Na przykład nie mamy tak jak Innuici (po-prawna politycznie nazwa ludów zamieszkujących okolice podbiegunowe) dwudziestu, czy więcej określeń na śnieg, mamy jedno – „śnieg”. Czyli pewne kultury mają pewne słowa, które charakteryzują to w jaki sposób myślą członkowie tych kultur.

Oczywiście nie jest to narzucony kierunek myśli, ale granice w obrębie których ta myśl może się poruszać. To nie wszystko – język jest wartością dynamiczną i zmienia się z biegiem lat (istnieje nawet opinia, że ci, którzy będą mieli wpływ na ewolucję języka i znaczenia słów, delikatnie i subtelnie je zmieniając każdego dnia, zdobędą władzę nad „rzędem dusz”). Warto, aby lepiej zrozumieć samego siebie i w ogóle całą otaczającą nas rzeczywistość, przeanalizować skąd wzięły się niektóre z używanych przez nas słów. Bo właśnie w ich trzonie bardzo często zawarte jest to pierwotne znaczenie – do którego powinniśmy od czasu do czasu wracać, po to, aby nie dać się manipulować tym, którzy mogliby chcieć nam powiedzieć, że świat wygląda zupełnie inaczej, niż zawsze nam się wydawało.

Słowo klucz

Być może powyższy akapit powinien zawierać nieco inne informacje. Po pierwsze – nie jestem specjalistą od etymologii, a nauka, którą uprawiam jest iście podwórkowa. Mimo to jednak jestem głęboko przekonany, że ma sens. A po drugie – nie jestem także autorytetem w dziedzinie rozważanego przeze mnie dzisiaj słowa, jednak pragnę dążyć do ideału w nim zawartego. Osiągnięcie takiego ideału uważam za bardzo pożądane, więc z radością podzielę się owocem swoich przemyśleń z szerszym gronem czytelników. Ale dość owijania w bawełnę i do rzeczy – o czym chciałbym dzisiaj…

Jest takie słowo o którym jeszcze niedawno zupełnie nie pamiętałem, ale jakoś trzymałem je z tyłu głowy. Oczywiście jest to bardzo znane słowo, jednak mimo jego powszechności, raczej nie używałem go w namacalny sposób, jedynie werbalnie. Myślę, że ma to właśnie związek ze złym jego zrozumieniem. Tym słowem jest… „Odpowiedzialność”. Jak to rozumiałem dotychczas? Chyba bardzo błędnie (i te błędy pragnę od razu podkreślić podawanym w nawiasie słowem, które po-winno być faktycznie użyte w danym znaczeniu): uważałem się za odpowiedzialnego wtedy, gdy odrabiałem prace domowe i byłem przygotowany do zajęć (obowiązkowość), wtedy, gdy ciepło się ubierałem w zimne dni (roztropność), wtedy, gdy rozglądałem się trzy razy, zanim przeszedłem przez ulicę (przezorność) i tak dalej. Jak widać, każdą z tych sytuacji można nazwać zupełnie innym słowem. Co prawda często używa się wobec opisanych wyżej sytuacji słowa „odpowiedzialność”, jednak nie jest to charakterystyka zgodna z nimi w stu procentach. Kiedy więc mogę być naprawdę odpowiedzialnym?

Las, który zasłaniają drzewa

„Odpowiedź” na to pytanie znalazłem bardzo blisko. Nie musiałem zagłębiać się w jakieś wyjątkowo odległe i specjalistyczne rozważania. Mianowicie zacząłem rozbierać (idąc za radą cytatów podanych na początku artykułu) słowo, poddane dzisiejszym rozważaniom, na czynniki pierwsze. W ten sposób dostrzegłem rzecz bardzo oczywistą. „Odpowiedzialność” posiada w swoim składzie słowo „odpowiedź”. Potrzebowałem teraz jeszcze rozwikłać kilka nurtujących kwestii. Co to za odpowiedź? Komu?

Mniemam, że odpowiedzialny jestem wtedy, gdy odpowiadam na wezwanie. Kiedy pojawia się jakieś pytanie, lub (dużo częściej) potrzeba i na to właśnie odpowiadam. W dowolny sposób. Słowem, radą, pomocą… Czasem, na problemy z którymi nic nie da się zrobić odpowiadam zwykłą obecnością, trwaniem przy tym (w moim przypadku raczej tej [Bardzo podoba mi się koncept „odpowiedzialności”, jako wyboru. Np. „ja biorę sobie ciebie za żonę i od tej chwili biorę za ciebie odpowiedzialność do końca życia”. ]), który jest dla mnie ważny, za kogo zdecydowałem się wziąć odpowiedzialność. Nie zawsze mi się to udaje. Wciąż muszę się tego uczyć, każdego dnia. Bywa i tak, że nie chce mi się już brać odpowiedzialności za kogoś bliskiego, bo mam wrażenie, że wszelkie moje staranie są nic nie warte i nic nie zmieniają w niczyim życiu. Bywa i tak (to chyba najczęściej), że od tej odpowiedzialności uciekam, gdybym tego nie zrobił sporo by mnie to kosztowało – musiałbym powiedzieć coś, co trudno przechodzi przez gardło, albo zrezygnować z własnego egoizmu na rzecz kogoś, kto bardziej potrzebuje mojego czasu niż ja sam.

Najlepsza szkoła w jakiej byłem

Powtarzam jeszcze raz, nie jestem ani odrobinę lepszy od wszystkich innych ludzi, których znam. I nie chcę się wywyższać tym, co teraz napiszę, a raczej uniżyć: jeszcze niedawno myślałem, że osiągnąłem już satysfakcjonujący poziom odpowiedzialności. Że potrafię o siebie zadbać, mam pracę, nie robię niczego głupiego, brawura nie jest mi miła. Byłem wyciszony i rozważny. Dzisiaj widzę, jak bardzo się myliłem.

Najlepszą, ekspresową szkołą odpowiedzialności było pojawienie się na świecie mojej córki, które wywróciło mi życie do góry nogami. Wcześniej była odpowiedzialność za żonę, jednak ta nie miała okazji sprawdzić się w warunkach ekstremalnych. Dopiero w dniu, kiedy nasza córka pojawiła się na świecie (ktoś, kto samodzielnie nie zdołałby przeżyć nawet dnia) zrozumiałem, co to znaczy być potrzebnym, wezwanym do pomocy i na takie wyzwanie próbować odpowiadać każdego dnia. Ta odpowiedź to nic, czego przeciętny rodzic by nie znał. Chroniczne niewyspanie, rezygnowanie z większości dotychczasowych drobnych przyjemności, a przede wszystkim obecność na każde zawołanie. To nie jest heroizm, to naturalna kolej rzeczy (Wiem, że słowa nie oddadzą tego ile siły daje jeden uśmiech dziecka. Naprawdę, to co zawsze wydawało się koszmarem (niewyspanie, podporządkowanie swojego dnia komuś innemu, etc) okazuje się wymagającą przyjemnością.). Przez pierwszą część życia zdobywam coś tyle ile mogę, a potem przychodzi taki czas, kiedy trzeba przestać zdobywać, a zacząć oddawać. Odpowiadać za tych, którzy idą za nami za wszystko to, co się zrobiło, osiągnęło, kim się jest i jakim się jest. Nie da się ukryć, że więcej siebie wkładają w to matki. To ich zarwane noce i kariera zawodowa ze znaczkiem „pause” są największą i najpiękniejszą odpowiedzią na wołanie, jaką słyszałem.

Często dochodziły do mnie słowa o tym, że odpowiedzialność jest domeną męskiej duszy. Teraz, gdy o tym myślę z zawstydzeniem patrzę na kobietę, koło której budzę się każdego dnia. I nie chodzi mi tutaj o samo-biczowanie się, tylko o dostrzeżenie ogromu pracy, który wykonują nasi najbliżsi, czego często zdajemy się nie dostrzegać, przyzwyczajeni do stanu rzeczy. Bardzo cię proszę drogi czytelniku. Jeśli cokolwiek może wyniknąć z mojej pisaniny, to pragnąłbym, aby była to wdzięczność dla każdego, kto bierze odpowiedzialność. Za siebie samego, za ciebie, albo za kogoś, za kogo ty też powinieneś, ale tak się składa, że nie możesz/nie chcesz/nie masz czasu. I proszę cię zapisz sobie gdzieś słowa czeskiego księdza Tomasza Malika:

Obowiązuje nie tylko: „nie masz nic czego byś nie otrzymał”, ale jeszcze bardziej radykalne: „nie masz nic prócz tego co rozdałeś”.

Tyczy się to nie tylko rzeczy materialnych, ale także interpersonalnych i duchowych. Bo najszczęśliwsi są ci, którzy rozdali wszystko, co mają.

Bartłomiej Błaszczyński

Bartłomiej Błaszczyński

Bartłomiej Błaszczyński

Katarzyna i Bartłomiej Błaszczyńscy. Jedno ciało i jedno pióro. Rodzice pewnej Zojki. Dzieci pewnego teatru.

Masz
py
ta
nie?

Dołącz do nas na facebooku!

Fajnie jest czytać ciekawe artykuły. Jeszcze fajniej być częścią grupy, która te artykuły pisze! Komentuj, dyskutuj, nie przegap nowości. Zapraszamy!