Dlaczego Bóg na to pozwala?

09/05/2022, Mateusz Lesiuk

Dlaczego nie uratował mojego przyjaciela? Dlaczego nawet ci, którzy żarliwie się modlą, doświadczają życiowych tragedii? „Gdyby Bóg istniał, nie dopuściłby, aby te wszystkie straszne rzeczy się stały. A nawet jeśli istnieje – to jest nawet gorzej, bo to znaczy, że nie jest dobry.”

Takie i podobne pytania i wątpliwości pojawiają się w rozmowach z tymi, którzy doświadczyli zła, bólu czy trudności. W chwili wielkiego cierpienia Bóg się nie pokazał. Nie wysłuchał rozpaczliwej prośby. Doświadczenia prowadzą niektórych do wniosku, że Bóg nie może istnieć. Pytania te można zebrać w jedno, bardziej ogólne stanowisko, widzące w złu i cierpieniu obecnym w świecie podważenie Bożego istnienia, dobroci i wszechmocy. Wedle tego stanowiska przedstawiają się tutaj trzy możliwości:

1) Jeśli Bóg istnieje oraz jest dobry – to nie jest wszechmocny, bo będąc dobrym, chciałby usunąć zło, a zło jednak istnieje. Więc najwyraźniej Bóg nie ma możliwości, aby unicestwić zło albo wysłuchać modlitw. Bóg zatem nie jest wszechmocny.

2) Jeśli Bóg istnieje oraz jest wszechmocny, to nie jest dobry – bo w swojej wszechmocy mógłby unicestwić zło albo odpowiedzieć na rozpaczliwe modlitwy. A skoro tego nie robi – nie może być dobry.

3) Jeśli Bóg ma być doskonale dobry i wszechmogący, ale obserwujemy w świecie zło – to Bóg nie może istnieć. Takim oto rozumowaniem dochodzimy na pierwszy rzut oka do wniosku, że Bóg albo nie jest jednocześnie dobry i wszechmogący, albo nie istnieje. Czy jest to jednak słuszne rozumowanie? Czy wszystkie modlitwy zanoszone są w puste Niebo?

Dyktatura doskonała

Zanim zajmiemy się odpowiedzią na postawione pytanie, spróbujmy sobie wyobrazić pewną sytuację. Pomyślmy o nielubianej partii politycznej i wyobraźmy sobie, że partia ta posiada w państwie nieograniczoną władzę. Zaczyna wprowadzać ustawy, z którymi się nie zgadzamy. Powstaje bunt, wewnętrzny opór przed tymi, którzy próbują narzucić swoją wolę. Im bardziej radykalne są narzucone zasady, tym bardziej osoba, która się z nimi nie zgadza, czuje wewnętrzny sprzeciw. Czasem urasta on do potężnych rozmiarów i szuka swojego uzewnętrznienia w protestach, demonstracjach czy agitacji politycznej. A teraz wyobraźmy sobie świat, w którym rząd lub jakaś organizacja ma możliwość zmuszać innych do posłuszeństwa – nie tylko za pomocą prawnych ograniczeń, aparatu państwowego, ale do realnej kontroli postępowania poprzez wszczepianie do umysłu myśli, które są zgodne z oficjalną propagandą partii. W takim świecie każdy miałby świadomość posiadania swoich własnych przekonań, swojego własnego patrzenia na świat, ale żyłby jak w potwornym koszmarze, z którego nie można się obudzić. W takim świecie nikt nie miałby nawet możliwości walki z niechcianymi, narzuconymi myślami. Nie tylko na poziomie zewnętrznego zachowania, ale każdej decyzji, byłby całkowicie ubezwłasnowolniony. Taka wizja jest w pewien sposób potworniejsza nawet od dramatów, które rzeczywiście się wydarzyły w historii ludzkości. Jak wspominali ocaleni z obozów koncentracyjnych, nawet w tak ekstremalnej sytuacji, pośród ciemności, szarości i śmierci, człowiek miał możliwość wyboru swojego własnego zachowania. Większość stawała się w takich okolicznościach zobojętniała, troszcząc się jedynie o swój los. Niektórzy pokazywali się jako nieludzcy sadyści, zamieniając życie innych obozowiczów w męczarnie. Inni jednak zdobywali się na tytaniczny wysiłek, zachowując czyste sumienie, gotowość do służby współwięźniom i godność w obliczu śmierci.

My, którzy byliśmy więzieni w obozach koncentracyjnych, dobrze pamiętamy ludzi wędrujących od baraku do baraku, pocieszających towarzyszy niedoli, ofiarujących im ostatni kawałek chleba. Nie było ich zbyt wielu, lecz stanowią wystarczający dowód na to, że człowiekowi można odebrać wszystko z wyjątkiem jednego – ostatniej z ludzkich swobód: swobody wyboru swojego postępowania w konkretnych okolicznościach, swobody wyboru własnej drogi [1].

Czy ten przykład mówi coś o Bogu? W pewien sposób tak. Pokazuje bowiem, jak wyglądałby świat, gdyby Bóg zmusił człowieka do pełnienia swojej woli. Właśnie taką doskonałą dyktaturą byłby świat bez wolności. Zło, śmierć i cierpienie są jej ceną. Gdyby Bóg nie stworzył człowieka wolnym, to skazałby go na wieczne piekło świadomego życia niezdolnego do sprzeciwu wobec swojej woli. A na świecie każdy z nas tę wolność ma – wolność sprzeciwu wobec innych przekonań, innego człowieka, również sprzeciwu wobec Boga. Zło jest nieuchronne, bo tylko dopuszczając jego istnienie, Bóg może prawdziwie uszanować wolny wybór człowieka. Gdyby zmusił nas do swojej woli – czym by się różnił od doskonałej dyktatury z przytoczonego przykładu?

Wolność to nie tylko możliwość postępowania według naszej własnej woli czy postępowania moralnie obojętnego, czy złego. Umożliwia nam również o wiele, wiele więcej: świadomy wybór dobra. Konsekwencją wolności nie jest więc jedynie zło i cierpienie, ale również cała doświadczana przez nas miłość i współczucie, pochodzące od drugiego człowieka. Każde cenne doświadczenie, każdy przejaw dobroduszności, troski, czułości jest możliwy tylko dzięki zdolności do świadomego samookreślenia. To dlatego tak wzruszają nas historie o poświęceniu się w imię innych, dlatego tak marzymy o bohaterach, którzy ratują innych kosztem swojego własnego życia. Każda osoba, która postępuje niegodziwie, ma swój kontrast w postaci tych, którzy wnoszą w życie innych promyk nadziei i światła. Bohaterowie są możliwi do zauważenia jedynie, dlatego że nikt nich nie zmusił do bycia bohaterami – sami dokonali takiego wyboru. Również z tego (i tylko tego) powodu potrafimy dostrzec uśmiech, pomocną dłoń czy wsparcie w potrzebie – bo to wolne, nieskrępowane wybory dobra. Bez wolności – gdyby zachowania te były nam narzucone, zaprogramowane – byłyby nam tak samo obojętne, jak martwe przedmioty.

Wolny wybór dobra

Widzimy zatem, że zło i cierpienie pochodzące z wolnych wyborów człowieka nie tylko nie stoją w konflikcie z dobrocią Boga, ale są wręcz koniecznością, jeśli wolność ta ma być prawdziwa. Może się jednak pojawić kolejny zarzut: Jeśli Bóg jest wszechmogący, to może uczynić coś niemożliwego, tzn. może sprawić, że ludzie będą wolni i jednocześnie będą wybierać wyłącznie dobrze. Te dwie możliwości są oczywiście alternatywą, są ze sobą sprzeczne, ale skoro Bóg może wszystko, to może chyba przekroczyć również to ograniczenie? W takiej sytuacji na świecie nie powinno być zła. Wydaje się, że to poważny zarzut. Ale gdy przyjrzymy się mu bliżej, okaże się on sprzeczny sam ze sobą. Wolność to bowiem nieskrępowana możliwość dokonania wyboru. Hipotetyczna sytuacja, o której mówimy, to taka, w której ludzie są wolni i jednocześnie nie są wolni, mają wybór i jednocześnie go nie mają. Jest to więc paradoks logiczny. Uwikłanie Boga w paradoksy logiczne nie wydaje się jednak zbyt mądre i nigdy nie skończy się dobrze dla tego, kto się takiego zadania podejmuje. Czyniąc to, zapominamy, że to Bóg jest wszechmogący i stoi ponad wszelkimi prawami, a nie my. Jeśli Bóg jest ponad prawami fizyki i logiki i sprawić może, aby wolni ludzie podejmowali wyłącznie określone wybory (czyli aby jednocześnie byli wolni i nie byli wolni), to może również wznieść się ponad wszelkie inne prawa czy zasady. Może m.in. dowolnie zmieniać znaczenie pojęć, które Mu przynależą, np. zmienić co to znaczy dobro, zmienić istotę dobra. Czyli nawet jeśli my uznalibyśmy jakieś postępowanie Boga za złe, to On – wedle swojej woli zmieniając rzeczywistość – może uznać swoje zachowanie za dobre. Przeciwko takiemu zmienianiu pojęć podniesie się rzecz jasna zarzut: takie dobro nie byłoby przecież prawdziwym dobrem, nie byłoby dobrem, które obowiązuje nas wszystkich. Oczywiście! Ale również wolność, o której mówimy, gdyby człowiek „został obdarzony wolnością” i jednocześnie “Bóg sprawiłby w swojej wszechmocy, że człowiek wybierałby tylko dobrze”, nie byłaby prawdziwą wolnością. Widzimy zatem, że przytoczony przez oskarżycieli Boga zarzut obala sam siebie, jest argumentem przeciw sobie. Próba pełnego zrozumienia nieskończonego Boga i stawiania Mu ograniczeń zawsze zakończy się niepowodzeniem.

Zdaje się więc, że Bóg mógłby obejść prawa logiki… jednak najwyraźniej tego nie chce, najwyraźniej świat w jakim żyjemy realizuje właśnie zamysł Boga co do tego czym wolność ma być. Celem Boga jest stworzenie świata, w którym człowiek może dojść do takiego stanu w jakim jest On sam, do stanu bezinteresownej, prawdziwej miłości. Osiągnięcie współczucia, serdecznej troski może być możliwe wyłącznie wtedy, gdy człowiek ma realną możliwość popełnienia zła. Wybory mogą być dobre tylko wówczas, gdy nie są obligatoryjne. Bez możliwości popełnienia zła, bez potencjalnej choćby możliwości nie-pełnienia dobra, doskonałe i bezinteresowne dobro nie istnieje. To czego chcą oskarżyciele Boga, to dobro, które nie jest pełnym dobrem, to dobro bez żadnego kontrastu w postaci zła. To nie to samo! Ideą bezinteresownego dobra nie jest to, że nie może się wybrać źle – ale to, że mogąc wybrać źle, wybiera się dobrze.

O jakie szczęście nam chodzi?

W powyższym rozumowaniu otrzymujemy zatem pierwszą odpowiedź na postawione pytanie: zło w świecie nie wyklucza Bożej dobroci i wszechmocy. Jeśli Bóg jest wszechmogący, to jest też dobry. Nie ingeruje On w ludzkie wybory, szanując podarowaną człowiekowi wolność. Na postawione we wstępie pytanie nie odpowiedzieliśmy jednak jeszcze w pełni, zaraz pojawiają się kolejne wątpliwości. Zachowania człowieka to jedna sprawa, ale siły przyrody to zupełnie inna. Dlaczego zdarzają się kataklizmy, które pochłaniają setki lub tysiące ofiar? Dlaczego zdarzają się choroby, które niosą – jak się zdaje – wyłącznie bezsensowne cierpienie? Ponadto, jeśli Bóg jest Ojcem, to powinien się chyba troszczyć o swoje dzieci, powinien wysłuchiwać zanoszonych do Niego modlitw? Powinien chyba odpowiedzieć jakoś na prośby cierpiącego lub umierającego człowieka? A przecież czasami zdaje się, że nie odpowiada… Być może zatem Bóg istnieje, ale nie jest dobry?

Również te pytania początkowo zdają się poważnymi wątpliwościami. Po chwili zastanowienia okazuje się jednak, że nie biorą pod uwagę odpowiedzi, jakich udziela chrześcijaństwo. Twierdzi ono bowiem, że świat, w którym żyjemy jest tylko doczesny, tymczasowy, chwilowy. Na końcu czasów czeka nas Nowe Niebo i Nowa Ziemia. A tam, w Królestwie Niebieskim, wszelkie duchowe rany zostaną opatrzone a szkody wyrównane. Pozorny bezsens zła i cierpienia wynika więc z tego, że jako najwyższe dobro oskarżyciele Boga uznają dobro i brak cierpienia na t y m świecie. Mówią: „Bóg nie może być dobry, bo niektórych spotykają same trudności”. Tymczasem chrześcijaństwo umieszcza punkt widzenia w wieczności, a nie obecnym świecie. Pozorne trudności wynikają z przyjęcia przemijającej, ludzkiej perspektywy. Rozumowanie takie jest krytyką wybranego elementu chrześcijańskiej wiary (wszechmoc i dobroć Boża) bez patrzenia na inne jej elementy (Sąd Ostateczny, wieczność, Królestwo Niebieskie). Jednocześnie, punktem odniesienia dla krytyki wybranego elementu jest własny światopogląd, który nie zawiera w sobie Nieba. Aby zrozumieć jak nierozsądna jest taka krytyka, posłużmy się przykładem.

Wyobraźmy sobie dwa różne dowody matematyczne. Każdy z nich jest długi na kilkanaście kartek, zawiera w sobie wiele pomocniczych twierdzeń, przekształceń i obliczeń. Wyobraźmy sobie uczonego, który z pierwszego dowodu wybiera jedną linijkę, jedno równanie, i podstawia je do drugiego dowodu. Jako że – rzecz to oczywista – równanie z pierwszego dowodu podstawione do drugiego w żadnym wypadku do niego nie pasuje i daje niedorzeczne rezultaty, uczony stwierdza, że cały pierwszy dowód jest niepoprawny. Widzimy jednak jasno, że to zachowanie uczonego jest nierozsądne, a nie pierwszy dowód, który próbuje obalić. Jeśli uczony chciałby go podważyć, powinien znaleźć w nim wewnętrzną sprzeczność, niespójność, brak konsekwencji. Jednak zamiast tego, porównuje on fragment wyrwany z większej całości z innym, całościowym dowodem. Analogiczna sytuacja ma miejsce w krytyce względem Boga. Oskarżyciele wybierają pewien fragment chrześcijańskiej nauki i porównują go ze swoim całościowym światopoglądem, w którym Boga nie ma. Stwierdzają następnie, że pewna część chrześcijańskiej koncepcji (dobroć i wszechmoc Boga) nie pasuje do ich światopoglądu (w którym nie ma Nieba), co w ich mniemaniu udowadnia jej bezsensowność. Krytyka ta wydaje się jednak słuszna wyłącznie dlatego, że punktem odniesienia jest światopogląd, który… od początku wyklucza istnienie Boga. Jest to więc oskarżenie Boga o to, że jeśli Bóg by nie istniał, to nie czekałaby nas po śmierci żadna nagroda i pocieszenie w Niebie. Nie wydaje się to zbyt logiczne. Widzimy więc, że odpowiedzią na postawione przez nas pytanie będzie wniosek: zło w świecie nie wyklucza Bożej dobroci.

 

To tylko pierwsza część rozważań na ten temat. 2 część artykułu pojawi się na blogu już wkrótce!


[1] Victor E. Frankl, Człowiek w poszukiwaniu sensu, Czarna Owca, Warszawa 2009, s. 109.

Masz
py
ta
nie?

Dołącz do nas na facebooku!

Fajnie jest czytać ciekawe artykuły. Jeszcze fajniej być częścią grupy, która te artykuły pisze! Komentuj, dyskutuj, nie przegap nowości. Zapraszamy!