Teorie spiskowe
Teorii spiskowych jest wiele, a większość z nich opiera się na założeniach, że jest kilku panów w czarnych i obrzydliwie drogich garniturach, których decyzje mają więcej do powiedzenia w kwestii naszego życia, niż my sami. Oczywiście teorie spiskowe zostały już dawno uznane za przesadne i wyśmiane w mediach. Jednak ci, co nadal w nie wierzą, odwołują się do efektu „matrixa”, to znaczy – maszyny, które już dawno przejęły władzę nad światem pozwoliły na wyprodukowanie filmu si-fi demaskującego ich zabiegi, bo kiedy film ów został nakręcony ludzie przestali brać na serio taki koncept i automatycznie ich umysły odrzuciły teorię dominacji maszyn ze względy na hollywoodzką produkcję. Ja sam uważam spiskowe teorie za bardzo ciekawe (wiele z nich pozwala zachować otwarty umysł – trzeba jednak uważać, aby nie otwierać go za bardzo, bo wypadnie), a już na pewno doskonale pobudzające fabuły filmowe. Jednak dzisiaj porzucę na chwilę film i zaproszę Was do rozważań zainspirowanych serialem.
Our democracy has been hacked
Te słowa są hasłem reklamującym serial o którym mowa. Jak sami widzicie – naprowadzają nas na opowieść o hakerze. Nie jestem specjalistą komputerowym, ale zakładam, że twórcy serialu nie pozwoliliby sobie na naciąganie rzeczywistości i zapewne mocno napracowali się nad dokumentacją do projektu, a co za tym idzie przedstawili laikom takim jak ja możliwości komputerowej inwigilacji dostępne w naszym zdigitalizowanym świecie. Przyznam się szczerze, że nie jest to optymistyczna wizja i od mojego pierwszego zetknięcia się z tym dziełem mam zaklejoną kamerę w laptopie. Być może przesadzam (na pewno przesadzam w końcu kto mógłby być zainteresowany tym jakie robię miny pisząc artykuły do Nie Wiem Co Myśleć…), jednak nie jestem w stanie się obronić przed wyrafinowanym atakiem hakerskim na poziomie software, więc robię to na poziomie hardware zaprojektowanym przez siebie firewallem skonstruowanym z kawałka papieru i taśmy klejącej. Mało to subtelne, ale zakładam, że skuteczne. Nie chcę tu jednak sprzedawać programów antywirusowych (dygresja: swoją drogą jest też teoria mówiąca o tym, że wirusy na rynek wypuszczają twórcy programów antywirusowych; podobnie rzecz się ma dziać z koncernami farmakologicznymi, które stwarzają choroby do których później produkują leki – ta spiskowa teoria czerpie z jednego z najbanalniejszych praw rynku: stworzyć potrzebę, aby móc ją potem zaspokoić), ale poruszyć problem który bardzo rzuca mi się ostatnio w oczy…
Drodzy czytelnicy wytłumaczcie mi jak to jest możliwe, że w świecie w którym obywatele wywalczyli u swoich rządzących przepisy chroniące ich dane osobowe, ci sami obywatele postanawiają chwilę później te ochronione dane rozdawać na prawo i lewo?
Kiedyś weryfikacją wstępną podczas walki o pracę było złożone Curriculum Vitae i rozmowa kwalifikacyjna. Dzisiaj wystarczy wejść na Facebooka. Kiedyś panowało przekonanie, by nie poruszać nazbyt drażliwych politycznie tematów wśród obcych, dzisiaj ten sam społecznościowy portal pęka w szwach od obraźliwych wpisów z jednej i drugiej strony sceny politycznej w kraju. Przykładów mógłbym mnożyć, tak samo jak każdy z was, tylko co z tego?
I znów panowie w czarnych garniturach
Nie chciałbym komuś wciskać kolejnej historyjki o grupie trzymającej władzę, ale wydaje mi się to tak absurdalne, że aż nie mogę uwierzyć, że nie wprowadzono tego świadomie. No bo jak to się stało, że w ciągu zaledwie kilku lat swoboda obyczajów w internetowej przestrzeni rozluźniła się do takiego stopnia, że wchodząc czasami na swój profil mogę obejrzeć (dosłownie – sic!) wynik testu ciążowego znajomej! Właściwie to dziwię się, że nie udostępniła filmu na którym jest w trakcie wykonywania tego testu. Zakładam jednak, że jest to jakaś głęboko ukryta ekshibicjonistyczna potrzeba dzielenia się swoim życiem prywatnym i swoim szczęściem (jestem przekonany, że paradoksalnie ludzie szczęśliwi nie muszą się takimi informacjami dzielić publicznie tylko po to, aby potem zliczać lajki – straszne słowo – dzisiejszy najbardziej wymierny wskaźnik popularności). Bardziej zadziwiają mnie takie sytuacje jak ta, która wydarzyła się jakiś czas temu w Japonii. Pewien dojrzały mężczyzna miał zostać oznaczony na zdjęciu z imprezy rodzinnej i w taki sposób dwie kobiety dowiedziały się, że są żonami tego samego mężczyzny, bez swojej wiedzy. Historia jak z jakiejś farsy. Przerażająca.
Moi znajomi dzielą się ze mną swoimi poglądami (nie raz mnie przy tym obrażając, bo samo podzielenie się dzisiaj to za mało, trzeba jeszcze ocenić – najlepiej dosadnym i mało wyszukanym epitetem, każdego, kto myśli inaczej), pokazują mi swoje nowe domy i samochody, żony, dzieci, jedzenie, treningi, poranki w łóżku, rodzinne imprezy, filmy na których są tak upojeni trunkami procentowymi, że Ten który stworzył ich na swój obraz i podobieństwo robi ostry „facepalm”, widoki z wakacji, bałagan na pulpicie komputera, czy testy ciążowe. A najbardziej w tym wszystkim zastanawia mnie to, że robią to ZUPEŁNIE dobrowolnie. Przecież wielki brat nie terroryzuje ich i nie zmusza do ujawniania wszystkich intymności, po prostu powiedział, że to jest fajne i że on Lubi to!, a wszyscy postanowili rozdać swoją prywatność, jak jałmużnę.
Jak Huxley z Orwelem pili kawę
Nie mogę odpędzić się od myśli, że na moich oczach następuje transformowanie człowieka na nowego niewolnika. A niewola ta jest o tyle niebezpieczniejsza, że nie widać krat jej więzień. Nie ma się przeciwko komu buntować, bo wszystko rozdajemy sami. Zapewniam was, że nie ma wielu bardziej wartościowych rzeczy dla czarnych garniturów, niż informacje o was, waszych zainteresowaniach i sposobach spędzania wolnego czasu; waszych pragnieniach i poglądach. Dzięki temu specjaliści od Coca-coli wypuszczą pewnego dnia edycję specjalną której nie będziesz się umiał oprzeć, bo będzie nawiązywała do twojego ulubionego pieska, czy kotka. Tak, wiem co myślisz… „No i super! Jeśli kosztem jakiejś super linii ubrań z moim ukochanym Buldogiem Francuskim jest to, że po prostu wrzucam swoje wyczesane selfie ze spacerów z psiakiem na ścianę, to nie jest to żadna cena jak za tak fajny gadżet!” Za każdym razem gdy tak pomyślisz pada kolejny bastion prywatności w sieci, a wielcy twórcy antyutopii przewracają się w grobach. Jednak nie przejmuj się tym! Myślimy w ten sposób tak często, że twórcy ci co kilka minut leżą w swoich grobach w takiej pozycji w jakiej ich pochowano…
Bartłomiej Błaszczyński
Katarzyna i Bartłomiej Błaszczyńscy. Jedno ciało i jedno pióro. Rodzice pewnej Zojki. Dzieci pewnego teatru.
Fajnie jest czytać ciekawe artykuły. Jeszcze fajniej być częścią grupy, która te artykuły pisze! Komentuj, dyskutuj, nie przegap nowości. Zapraszamy!
Dołącz do nas